Thursday, June 21, 2012

III b na rajdzie.

Pomysł został przyjęty z aplauzem - przez wychowawczynie klasy. 
niektórzy rodzice a zwłaszcza mamusie miały obiekcje... trudno. 
osobiście myślałem ze zorganizujemy sobie przejście przez Górę św. Marcina do lasku Kruk w Skrzyszowie wcześniejszą wiosną, ale nie wyszło. Dobrze było i teraz tyle że szlak zarośnięty, i zarówno rzeźba terenu jak i co większe zwierzaczki skutecznie poukrywane.

Ponieważ ze względu na spiekotę, Wychowawczyni postanowiła oszczędzić dzieciakom podejścia pod "marcinkę" pojechaliśmy autobusem linii 227 do Zawady. 


Pierwszy przystanek - kościół pod wezwaniem Św. Marcina (stąd zresztą nazwa całego wzniesienia)
wpis do księgi, opowieści o miejscu, nieco legend - niestety wnętrze było zamknięte nawet pomimo krat, wiec słynnego łańcucha pokazać się dzieciom nie dało.
 Za to opowiedziałem im o wczesnośredniowiecznym osadnictwie na tym terenie, o dziejach tego miejsca jeszcze przed przyjęciem chrześcijaństwa, o co najmniej dwóch osadach znajdujących się w pobliżu (oczywiście już tylko pod postaciami reliktów).
A potem poszliśmy dalej.

 Wewnątrz lasu, było już całkiem przyjemnie. Naturalna klimatyzacja robiła swoje.
tu znów opowiedziałem III b o kleszczach, o budowie geologicznej masywu, o łupkach, słonych źródełkach, mechanizmach powstawania jarów, nieco o ekologii, życiu zwierząt i roślin.
największą jednak furorę zrobił pokaz wykorzystywania łupka mułowego jako... mydła.
W mgnieniu oka każdy kawałek kamienia został wypróbowany pod względem tego czy można nim myć ręce.
Potem gdy zwiedzieli się iż umiem od biedy określić gatunki co poniektórych grzybów, owadów, pajęczaków czy roślin - co mniej więcej 10 sekund byłem nagabywany słowami "proszę pana a co to jest?"

 W pewnym momencie napotkalismy spore mrowisko - mrówki zostały przez dziewczynki szczodrze nakarmione, chlebem i ciasteczkami - mam nadzieję ze się od tego nie pochorują ;-) 


wreszcie byliśmy u celu. 
Jeszcze tylko krótki wykład 
aby wpierw czytać a potem dopiero urządzać dzikie harce,
 bo przez przypadek można  zrobić z siebie dzikusa, w miejscu martyrologii.

I znów wspólna fota.

A potem jeszcze ognisko - które sprowadzało się do namiętnego sfajczania chusteczek higienicznych gdyż innego opału po prostu nie było.

Dla siebie wyciągnąłem wnioski, o konieczności dokładnego przebadania okolicy bo widzieliśmy po drodze dwa truchełka padalców, wmieszane w ił drogi maszynami rolniczymi. 
Dla całej zaś grupy... chęć powtórnego zabrania ich gdzieś - zobaczymy jak będzie mi się układała współpraca z wychowawczynią w starszych klasach, spokojnie można by ich poprowadzić czy to na kamienie Brodzińskiego, czy na skamieniałe dęby na Wale, czy na Miasteczko opodal Ciężkowic - miejsc jest sporo, a grupa mądra i godna zaufania.

Thursday, June 14, 2012

Tajemnica kamienia węgielnego.

Dan Brown to cienias...



Tuż u granic Tarnowa, przy ulicy Krakowskiej 
(w zasadzie to  Pszenna - ale Krakowska każdy znajdzie a Pszennej niekoniecznie)
stoi potężne gmaszysko klasztoru Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa




O gmaszysku i okolicach napiszę wkrótce (mam nadzieję) a teraz o pewnym tajemniczym kamieniu węgielnym. W zasadzie to on nawet nie jest kamieniem węgielnym ale narożnym.
Ponieważ jednak pełni funkcje upamiętniającą, tedy słusznym go będzie zwać węgielnym.
Wcześniej kamienie węgielne słuzyly do wzmacniania fundamentów (lub jako jedyny fundament), na którym opierano węgło, czyli róg budynku.
Z biegiem czasu funkcja techniczna uległa zastąpieniu przez funkcję honorową i tak zostało do dziś dzień.
W Tarnowie zresztą kamieni węgielnych mamy sporo - kiedy chyba zrobię im dokumentację i tu ja wrzucę, ale to kiedyś.

No więc mamy budynek, mamy węgło, mamy kamień i inskrypcją i... mamy zagwozdkę!


napisane zostało: 
Ecce pono in Sion lapidem
summum angularem
elektum pretiosum
et qui credit in Eum
non confundetur
Pomijając błędy (błedy?) literówki
w swobodnym tłumaczeniu, czyli w moim tłumaczeniu czyli w  bardziej swobodnym niż tłumaczeniu:
Oto kładę na Syjonie
kamień węgielny
klejnot drogocenny
a kto w niego zaufa 
nie zazna zawodu.

I wszystko było by w porządku gdyby.
Właśnie! Gdybym pokładał zaufanie we własnej znajomości łaciny, ale nie pokładam. 

Po przytuptaniu do domu, sięgam po Pismo Świete i ...
confusionem na całej linii! 

Do czynienia mamy z wersetem z księgi Izajasza, problem w tym że...
dwudziesty piaty rozdział liczy tylko 12 wersetów!

Czyżby twórca kamienia chciał nam dać coś do wiadomości?!
Czyżby istniały niekanoniczne wersety kanonicznej księgi?

Ale nie, przecież pamiętam te słowa z Pisma Świętego, 
one gdzieś tam są, tylko w innym rozdziale, w wersecie o innym numerze.
Ale są na pewno. 

Wpisuję łacińskie słowa w wyszukiwarkę i po chwili mam
Pierwszy List Apostoła Piotra 
rozdział 2 werset 6.

Tyle że w Wulgacie wygląda on tak:
ecce pono in Sion lapidem
 summum angularem 
electum pretiosum 
et qui crediderit in eo 
non confundetur
"Oto kładę na Syjonie 
kamień węgielny,
 wybrany, drogocenny, 
a kto wierzy w niego, 
na pewno nie zostanie zawiedziony". 

(w innych przekładach brzmi podobnie).  

Tyle ze Św. Piotr cytuje faktycznie Izajasza 28, 16

no to otwieram i ...:

"Oto Ja kładę na Syjonie kamień, 
kamień dobrany, węgielny, cenny, 
do fundamentów założony. 
Kto wierzy, nie potknie się."  

sens niby ten sam, ale twórcy przekładu Biblii Tysiąclecia mogli by uzgodnić wersje.
(ktoś powiedział "biblia tysiąca błędów..." było to złośliwe ale chyba niezbyt mijało się z prawdą)  

No dobrze werset już ustaliłem i co dalej?

Pytania nasuwają się same.
Przecież to budynek zgromadzenia zakonnego, na pewno podczas poświęcania byli obecni hierarchowie,
świetnie wykształceni klasycznie księża, pewnie też i nauczyciele jako elita ówczesnego społeczeństwa, a to czasy łacinników były, jak to się stało że nikt nie zauważył błędów?
A może to wcale nie błędy? 
Może celowo ktoś przesyła nam wiadomość?
Może ja źle przetłumaczyłem inskrypcję?
Ale czemu twórca kamienia odesłał do nieistniejącego wersetu?
Chciał w ten sposobi wskazać iż odpowiedzi należy szukać w innych wersetach?

 scio nihil


 


Friday, June 8, 2012

Fort Prokocim bunkier Aamunicyjny

Trafić tam nie łatwo.
Idąc południowa stroną wielickiej zobaczyc możemy u stóp górującego nad nami parkingu 
 mały niepozorny kierunkowskaz.
 
 Aby trafić na obiekt trzeba nie bać się stert śmieci i uparcie podążać wąziutka ścieżką pośród zarośli.

potem zejść nieco w dół i


 oto on przed nami. 
Żadna rewelacja, ciążki betonowy bunkier.
Umieszczony na przeciwstoku potencjalnego (przewidywanego) kierunku natarcia, tak aby utrudnić trafienie nawet  ogniem stromotorowym - oczywiście moździerze przeciwnika były by wtedy w zasięgu ognia
z Fortu Prokocim (o nim w którymś następnym poście) - ale zawsze lepiej się zabezpieczyć.
Austriacy byli świetnymi fortyfikatorami.

Schron umieszczony kilkaset metrów od fortu głównego, na wypadek wybuchu zgromadzonych tam materiałów. 


 Wnętrze zaniedbane równie mocno co zewnętrze. Na suficie równe rzędy stalaktytów.
to wypłukiwany z betonu węglan wapnia. 

 Na stropie bunkra jeszcze jakiś relikt z szyny wąskotorowej. Być może uchwyt wyciągarki, ale w tej chwili trudno mi powiedzieć. Nie mam dostępu do dokumentacji technicznej obiektu, po prostu zakładam w/g własnego doświadczenia. 

Pozdrawiam.