Sunday, December 29, 2013

Morąg - Zamek i armaty

Zdecydowanie niezimowe klimaty nas dopadły tego roku - z zaplanowanych zimowych wędrówek nici - potrzebę ruchu zaspokajam łażąc z aura po  lesie i paryjach (najchętniej jeśli to leśne paryje).
No to zrobię małą retrospekcję i powrócę do wspomnień z wakacji. W ogóle takie cofanie się wspomnieniami wstecz, to fajna zabawa, pozwala uzmysłowić sobie... jak szybko zapominamy ;-).

Warmia to kraina niezwykła, niezwykła krajoznawczo ale i historycznie.  Od czasów harcerskich zresztą pamiętne są (dziś nazwano by je "kultowymi") dwie takie krainy w Polsce - Warmia i Bieszczady.

Morąg odwiedzamy w pędzie. Przyjechać, zobaczyć, wysłać kartki, zrobić kilka zdjęć i pojechać dalej. Nie mój to styl. ale przecież czasu na wędrówki nie ma, urlop to zaledwie dwa tygodnie, trzeba wypośrodkować oczekiwania. Jak najwięcej zobaczyć, jak najwięcej przeżyć - dzieciaki chcą do wody, na plażę, do zabaw, my chcemy zwiedzać. Staramy się dzielić czas po równo.

Nie wiem kiedy tu znów wrócę.

ZAMEK


Zamek w Morągu znajduje się w prywatnych rękach - nie powiem uważam że to najlepsze co może zabytek spotkać - oczywiście  przy założeniu iż władze naszego państwa zdecydują się partycypować w utrzymaniu naszego dziedzictwa kulturowego i historycznego.
A niekoniecznie chcą się zdecydować...
No cóż widać że ministerstwo o stosownej nazwie powstało głównie po to by zapewnić posady wiernym pretorianom, tudzież stołki dla klientów, przyjaciół i tych wobec których władza ma zobowiązania. W ferworze obsadzania posad - zapewne zaczyna brakować środków na wspomożenie konserwacji miejsc zabytkowych.


Osoba prywatna (o ile się jej nie przeszkadza) jednak stara się pozyskać środki we własnym zakresie - w końcu dba o swój majątek.Pewnie pozyskałaby na tyle by zabezpieczyć spuściznę, ale na straży by było to niewykonalne stoi urząd skarbowy-rekwirując pokaźną część wpływów... No bo mityczne "państwo" ma swoje potrzeby - żeby była jasność - głodujący urzędnicy to zbiór pusty, niszczejące zabytki aż nazbyt pełny! Chętnie odwrócił bym te proporcje.


Osoba prywatna robi co może - na co jej pozwolą - a nie pozwalają na zbyt wiele - tu wciąż pokutuje bolszewizm mentalny - skoro go stać na "prywatny zamek" to zapewne stać go też na remont, a skoro nie remontuje, to dlatego że szykuje jakąś aferę, defraudację i "uszczuplenie" skarbu państwa.



No powiedzcie sami jak tu nie kochać takich klimatów?  Czy to nie mogło by  wyglądać inaczej? Niezniszczone? Pewnie by mogło - ale kogo to interesuje? Stosowną dotację otrzyma "instytucja kultury" i w całości przeznaczy ją na pensje dla pracowników administracji...


 Wypada się jedynie cieszyć, że właściciela nie opuszcza poczucie humoru.

ARMATY

Stoją  przy ratuszu. Podobno strzelano z nich przy okazji jakieś ważnej uroczystości (no właśnie zapomniałem co to był za jubileusz, choć miejscowy dobrze mi to wszystko opisał - tak to jest jak zarzuciło się zwyczaj robienia notatek).


Zaśrubowane komory nabojowe, świadczą jednak o tym że najprawdopodobniej nie strzelano,lecz odpalono w lufach jakieś ładunki pirotechniczne.


Całe armaty, to jednak już nowożytność, wyrzucały pociski walcowate nie kule, gwintowane lufy zapewniły stabilizację w locie. Ładunki prefabrykowane, prawdopodobnie dzielone (osobno pocisk, osobno ładunek miotający). Odpał poprzez zbicie spłonki.


Sygnatury na wylocie lufy mówią wszystko co potrzeba - rok produkcji, ciężar, kaliber.
Nie mówią tylko tego czego wiedzieć nie trzeba, ilu ludziom te armaty odebrały życie i zdrowie, ile kosztowało ich wyprodukowanie i kto tak naprawdę zapłacił tę cenę.

Nie jestem pacyfistą, nie mam oporów moralnych przed skopaniem komuś zadka, oklepaniem maski, czy wyrządzeniem "szkód majątkowych" - ale żeby z tego powodu opływać w honory?
Zdecydowanie historia pisana orężem to nie jest moja historia - moja historia pisana jest architekturą i inżynieria.









Saturday, December 28, 2013

W kamieniu zapisane



Człowiek ma jakąś taka atawistycno/transcendentną potrzebę by coś po sobie zostawić - jakiś przekaz,myśl jakąś, rzecz,dzieło - cokolwiek -byle było,byle trwałe, im trwalsze, im bardziej nieprzemijające, tym lepiej.
Kiedyś pokażę niemałą kolekcję kapliczek przydrożnych, których jednym z ważniejszych przesłań jest upamiętnienie fundatorów. Kapliczka to  przekaz religijny, a ten polityczny, społeczny?
Szczęściem jeśliś rzeźbiarz i to taki awangardowo klasyczny, postępowo konserwatywny, to wtedy to co masz do powiedzenia zaklęte zostanie w spiż, lecz ilu takich? A wielu chciało by za Horacym zakrzyknąć non omnis moriar (choć Horacemu chyba nie do końca o to chodziło).
Zatem pozostaje pomnikowa samowola - zapewne co ważniejsze urzędowe szuje, poczuć się mogą dotknięte takim brakiem szacunku, dla ich osób, stanowisk i kompetencji - ale szczerze mówiąc pies z nimi tańcował.
Ktoś coś zrobił, coś w kamieniu wyrył i ... to jest DOBRE.


Miejsce o którym 99% mieszkańców Tarnowa nawet nie ma pojęcia. Trafić tu trudno i praktycznie poza zatrudnionymi kolejarzami tudzież maniakami bezdroży i ścieżek donikąd, oraz garstką lumpów nikt tędy nie chadza. Boć i chadzanie to przygoda z rodzaju tych które czasami bywają nazywane ekstremalnymi. W każdym razie na romantyczny spacer nie nadaje się zupełnie. Samochodem dojechać można,  od ulicy Przemysłowej czy Fabrycznej, przez torowisko lokomotywowni, pod wiaduktem, potem szutrówką. Lecz bez przewodnika odradzam. No jak by ktoś chciał koniecznie trafić - to mojego maila znacie.

Co śmieszniejsze chadzam tędy nie raz - czasami do pracy (na skróty - za drogą przez miasto mam tylko 10 km, a tędy, i potem koło Wątoku jakieś 13 - to i radość większa), czasami z psem, a wyryte w kamieniu przesłanie dostrzegłem dopiero niedawno. Widać na wszystko musi nadejść właściwa pora. 



"Nasze zasługi są długiem spłaconym ojczyźnie"

mocno wieje patosem.

Nieco dalej napotykam, na nietypową konstrukcję, kilka kamieni ułożonych na sobie, opartych na murowanym cokole.  


 "Upartyjnionym gnybom"
Podpisane ligaturą JK

Z boku datowanie 1998.

Te "upartyjnione gnyby" mnie intrygują, gdyby napis powstał 10lat wcześniej to bym rozumiał, ale tak... ciekawi mnie kogo miał na myśli konkretną partię czy może całą klasę polityczną? To ostatnie brzmi prawdopodobnie.

Za surowiec wybrał łomy piaskowca - dobre do obróbki, ale napisy już są coraz mniej czytelne, a wątpię by znalazł się konserwator zabytków, który roztoczy nad nimi opiekę.

Friday, December 27, 2013

Joniny - Gilowa Góra.

W Joninach jestem po raz drugi, to miejscowość u podnóża pasma brzanki, kilka razy do roku odbywają się w tutejszej szkole turnieje szachowe (złego słowa na organizatorów nie powiem), ponieważ Mikołaj gra coraz lepiej to dostaje tu zaproszenia. Za pierwszym razem potraktowałem wyjazd jako rekonesans, za drugim byłem już przygotowany do rajdu.
Gry zaczynają się od 11 i potrwać mają do 14, mam więc trzy godziny na łazęgę, pewnie nieco dłużej, ale nie ma co wchodzić na margines - lepiej poczekać na dziecko, niżby ono miało denerwować się czekając na mnie.


 Przede mną  pasmo Brzanki w całej okazałości, Najdalej na prawo to Golanka, najmniej w tej chwili widoczna. Na wprost Brzanka, a po lewej  Gilowa Górą i tam właśnie idę. Wpierw na przełęcz prowadzącą pomiędzy Gilową Górą a Wysokim Ostem - tamtędy prowadzi droga do Swoszowej gdzie partyzanci wpuścili manto gestapowcom stacjonującym w Tarnowie.

Te tereny to był matecznik partyzantki. z rzadka wówczas zasiedlone, lesiste, pagórowate z paryjami, dające tysiączne możliwości ukrycia się. To nie tak, że Niemcy bali się lasów, bo nie wiedzieli co ich tam może spotkać, paniczyki z miast pewnie tak, ale było też wielu Niemców ze wsi, z lasów i oni bali się bo doskonale wiedzieli co ich tam może spotkać - wychowani w takim krajobrazie, umieli wyobrazić sobie co sami by robili walcząc o swoją ziemię i nie mieli ochoty sprawdzać czy Polacy wpadną na te same pomysły.   Nie mogąc zwyciężyć w uczciwej walce,Niemcy posuwali się do aktów terroru wobec ludności miejscowej.


Przydrożna mogiła (tak, tak! Nie na cmentarzu, ale przy drodze- na wieczyste świadectwo) Józefa Włodarskiego który zginął za ojczyznę - niestety nie znam szczegółów i okoliczności, ale jak się dowiem, to na pewno do mogiły powrócimy.


Dziwny ten rok - dziewiąty listopada a pszeniec gajowy kwitnie w najlepsze. Do roślinki zresztą też powrócę, ale w blogu przyrodniczym - bo to dość ciekawe ziółko ;-) 


- "Panie o co un taki pikny, co by mu zdjencia trzabało robić?". Pyta zaniepokojony tubylec, nie dziw, na tych szlakach ruch jest bardzo mały.
- A juści - odpowiadam - kawał psa, nie to co moja przybłęda (wskazuję na Aurę).
Miejscowy się uspokaja - głupi nie jest, skoro "turysta" sam prawo łamie (bo z psem bez smyczy), to donosu nie złoży. Znaczy jak by chciał to by złożył (bo ma zdjęcia), ale psu się krzywda nie dzieje, a owczarki to faktycznie psy które lepiej trzymać na uwięzi, bo głowy za to że krzywdy komu nie zrobią nikt nie da. 
W każdym razie mogę pokazać tradycyjne tutejsze obejście,absolutnie charakterystyczne dla tych terenów ("te tereny" - to tak mniej więcej 1/6 Polski)   


 Oto miejsce walki - Partyzanci urządzili tu zasadzkę i rozstrzelali kolumnę samochodów ciężarowych wiozącą gestapowców z Tarnowa do Swoszowej. Miejsce dobrane idealnie - wąsko, nie ma jak zawrócić, nie ma się gdzie skryć, nie ma jak przegrupować do kontrataku. Pozostaje tylko wycofać się spod gradu kul, pozostawiając zabitych, rannych i mnóstwo sprzętu.

Napis na pomniku:
""W tym miejscu w dniu 17 VIII 1944 r. żołnierze I Batalionu 5 Pułku Strzelców Podhalańskich AK odnieśli zwycięstwo nad oddziałem tarnowskiego gestapo"

Trwa wycinka drzew,las huczy od odgłosu pił, harata się drzewo na opał i przyszłe budowy- nie lubię wycinek - wiem że są konieczne, ale... nie lubię. Dodatkowo utrudniają przemieszczanie się, gdyż ciężki sprzęt rozjeździł leśne dróżki na młakę, porobił koleiny sięgające powyżej kolan i trzeba uważać aby nie wleźć na coś przy i po drodze pozostawionego.


Gilowa Góra - tu także dotarły wozy, ale to lekki zaprzęg, konny, ten dróżek tak bardzo nie niszczy.
Pozwalam sobie wykorzystać go jako element autoportretu.  


O pajączki też jeszcze nie posnęły - dziwny ten rok. 


 Drzewa w jednym wieku - czyli że kiedyś był tu zrąb zupełny a potem nasadzenia, bo to nie jest naturalny las, choć w tej chwili już naturze bardzo bliski, to niestety bardzo mało w nim starodrzewu.

Powracam do szosy, przechodzę na drugą stronę i idę w kierunku Wysokiego Ostu, tu też trwa wyrąb, ale powoli pozostawiam odgłosy za sobą.    

Życie kwitnie


Mrówki wciąż jeszcze aktywne. Choć uspałe nieco, ale aktywne.


W środku lasu, na szlaku dopadły mnie wampy!!!!!
Niestety nie te prawdziwe, ale badziewne porno pisemka - nie wiem skąd tutaj, ale pewnie jakiś drwal dawno kobiety nie widział i chciał sobie jakoś powetować... jego estetyka.


Punkt węzłowy  141 - tam w ranczu "Paryja" co roku odbywają się zawody w "zjeżdżaniu na bele cym do paryi". Polecam.bo to fajna impreza.  Ja wracam szlakiem niebieskich kółek, potem odbiję do Jonin.


 Znów uprawy leśne.


 To wszystko drzewa rówieśnicy, w tym samym roku nasadzane - jednogatunkowe- raj dla szkodników. w takich warunkach nic poza ciężką chemią nie jest w stanie powstrzymać gradacji - nie tak to powinno wyglądać.


Za tymi drzewami już droga do Ryglic, tu odbijam.


Powracam, do miejsc zamieszkanych przez człowieka, znów wzbudzam lekkie zainteresowanie - w końcu facet z kijkami to tu nie jest codzienność.

Aura zadziwia mnie kolejny raz. Zasapany podejściem, omal nie ominąłem ścieżki prowadzącej do szkoły w Joninach - zabłądzić bym nie zabłądził - doszedłbym do "asfaltówki" i zszedł do centrum wsi - tylko po co? A tak to wierne psisko, odnalazło miejsce skąd wyruszyliśmy. W samochodzie dostaje 1/3 Horalki (ja ważę pięć razy więcej więc powinna dostać 1/5, ale trudno, przyjacielowi się nie odmawia).Dopijam kawę z termosu, jej leję do miski wody, zamykam ją w aucie,poprawiam ubranie i idę zobaczyć końcówkę turnieju.
     

Monday, December 23, 2013

Życzenia świąteczne


Sam nic mądrzejszego, piękniejszego ani bardziej zgodnego z tym co uważam za sedno człowieczeństwa (posiedzieć sobie w czasie świąt z dobrą książką, kawą, w wygodnym fotelu, przy kominku w otoczeniu rodziny), z pewnością bym nie powiedział. A ponieważ życzyć Wam banałów uważam za ujmę (dla Was).

Tedy podpisuje się pod słowami księdza Michała Hellera
 Szczęść Boże Maciej

Friday, December 20, 2013

Na Trzemesną

Z tą Trzemesną to w ogóle jest problem.  Na jednych mapach jest to Trzemeśna ("Ziemia tarnowska" - wyd Compass) , na innych Trzemesna (tożsamo wydawnictwo ale mapa "Okolice Tarnowa")  - tambylcy mówią że Trzemesna, więc ja powtarzam za nimi. Co ciekawe funkcjonuje też nazwa Trzemeszna (i tak dobrze że nie Trze moszna ;-) ) - np. Bike map którą wklejam poniżej.


Route 2 395 562 - powered by www.bikemap.net


Nie wiedzieć czemu nie pokazuje mi wykresu z różnicą wysokości - to w sumie fajna sprawa. Bo cała ta trasa, jest nie tyle malownicza (chodziarz jest - ale inne są bardziej)  co sportowa:

 Wpierw ostre podejście 150 metrów przewyższenia na odcinku metrów kilkuset no tego to by się nawet Tatry nie powstydziły, a potem z górki w dół i znów ostre podejście - a na powrocie to samo, tyle że na odwyrtkę. Trasa w/g oznaczenia trwa ponad trzy godziny - zrobiłem w dwie i 15 minut - ale wliczając w to przerwy na zdjęcia i głaskanie psa. Czyli całkiem nieźle, zwłaszcza że nie szedłem na wyczyn, ale swoim własnym rytmem.
W zasadzie całe to zejście/podejście  pomiędzy Zawadą a Łękawką (czy już Łękawicą - bo to graniczne tereny) to cholerna dłużyca, ale pozwala wytrenować się przed trudniejszymi trasami, albo skontrolować swoja formę.

Za to już sama Trzemeska Góra to miejsce nader przyjemne.


Jak widać czasy spore trzy i pół godziny. Z punktu z którego wyruszyłem to i tak trzy godziny 20 minut.

 "Prześladują" mnie te Jakóby - no ale tak na zdrowy rozum - jaki był sens robić wyjątek dla Jaskółki,anie zrobić go dla Jakuba?


Trzemeska Góra - w czasie II Wojny Światowej, był tu szpital partyzancki.
Napis na płycie:
"W sierpniu 1944 roku
początkowo w leśniczówce
potem w gajowce w Trzemesnej
mieścił się konspiracyjny
szpital polowy
I Batalionu "Barbara"
16 pułku Piechoty 
Armii Krajowej.
Tu byli leczeni żołnierze 
ranni w walkach partyzanckich
z wojskami niemieckimi
w czasie akcji "Burza" "



A tam to gajówka


I kapliczka jeszcze - dość oryginalna w kształcie - nawiązująca wprawdzie do wzorów miejscowych, ale jednak inna.


Gajóweczka  - obiekt niestety nieczynny - zresztą ruch tu jest tak mały, że praktycznie nie ma go wcale.


Zakątek dumania, co ważniejsze można dumać w parze


Arcy urokliwy, zwłąszcza jesienią zbiornik P/poż.

A potem w wracam, jeszcze muszę dojść, jeszcze ugotować obiad, jeszcze zjeść i zdążyć do pracy...
Ale się udało.
Po drodze dwa fajne spotkania-jedno z pewna starsza kobieta,którą wyprzedziłem zaraz pod Marcinką a która przyszła zaledwie kilkanaście minut po mnie. Szła przez las - będę musiał ją przy następnej okazji wyindagować na okoliczność którędy.
A potem już między Zawadą a Tarnowem - spotykam stadko młodych dziewoi, raźnie machają kijkami,(co oczywiście nie znaczy ze z sensem), potem następne większe, i znów mniejsze a na końcu... kolega z podstawówki- jest nauczycielem wf i to on tę zgraję prowadzi. Na jedno ma fajnie - ale mu nie zazdroszczę - myślę że stado pcheł było by łatwiejsze do okiełznania.

Friday, December 13, 2013

Tarnów nocą - widok z góry św. Marcina

W zasadzie to nie z Góry samej, ale z położonego kilkadziesiąt metrów niżej Wzgórza Zamkowego. Aż sobie zerknąłem na mapę - będzie tych metrów koło setki, ale mniejsza.

Późna jesień ma to do siebie że wcześnie zapada zmrok, czyli że spacery z psem często odbywają się już przy zmierzchu, lub całkiem po zmroku.

Ów wieczór był przyjemny, ciepły, mało wietrzny i... całkiem nadawał się do robienia zdjęć.
Więc poszedłem, aparat zazwyczaj i tak mam przy sobie (ot tak na wszelki wypadek, niczym ksiądz przyrodzenie;-) ). A oto efekt:


 Widzicie jakie piękne wzniesienie, otoczone malowniczymi ruinami, nakryte przyziemiem rezydencji mieszkalnej sprzed 700 lat. Cegły i kamienie zespolone w jeden twór, wkomponowane harmonijnie w przyrodę. - nie widzicie?
Słusznie ja też tego nie widzę - jest ciemno jak w duszy ateisty (mogło by być inne porównanie też z du.. - ale to obecnie politycznie niepoprawne) - po prostu wiem że to tam jest. Stare harcerskie sztuczki i w lasach w nocy radze sobie zupełnie nieźle... zwłaszcza gdy znam drogę ;-)      


Wchodzę na szczyt, Aura wariuje bo wyniuchała jakiegoś szkodnika po zewnętrznej stronie murów i teraz próbuje go złapać i zjeść. Chwile rozglądam się zauroczony, a potem zalegam na ruinach. W tym miejscu znajdowały się główne komnaty zamku.wyjmuję aparat, przodkuję go pomiędzy wystającymi kamieniami, aby zminimalizować ewentualne wstrząsy - ustawiam czasy i rozpoczynam ostrzał.

 Tuż na wprost - te dwie jasne linie i jeszcze trzy ciut mniej jaskrawe na prawo od nich - to w kolejności: Zamkowa, Zgody, Zamenhofa, Esperantystów i al. Tarnowskich.
Prawie całkiem na wprost te trzy światełka ustawione pionowo - to komin ciepłowni miejskiej, a przed nimi katedra i Ratusz. Po prawej w oddali "morze" świateł - to tzw. "Falklandy" - czyli największe PRLowskie zdobycze cywilizacyjne w postaci blokowisk z wielkiej płyty. Obecnie wstawia się tam plomby innego rodzaju architektury - ale charakteru osiedla molocha nic nie zmieni.  


 Ot owe "Falklandy" własnie, Na prawo od nich,  wzniesienie ul Lwowskiej, to już granice Tarnowa - tam stoi szpital "na peryferiach" - Sztandarowe dzieło PRL budowane coś koło trzydziestu lat.
No to robimy zwrot w lewo (tylko aparatem!) i widzimy:


Mościce - kolejne granice miasta - z powodu oddalenie mało co widać - musicie przyjąć "na wiarę" - na wprost Zakłady Azotowe i dwa spore stu metrowe kominy (znaczy jeden ma setkę niecałą, a drugi ponad - ale statystycznie wychodzi sto ;-)). Ta jasna gruba pozioma krecha światła - to stadion żużlowy Unii Tarnów.

Powtarzam serię w kolorze - wyszła marnie więc nie zamieszczam - ale...
Słyszę głosy, to jakaś parka, podchodzi ścieżką od strony Tarnowca. Aura nadal łapie kolację, więc nic nie zdradza mojej obecności. Dziewczyna rozświetla sobie drogę ekranem komórki - przechodzi tuż obok i ... przystaje.
No tak - czerwone gumowce musiały przykuć jej uwagę, zwieńczeniem owych kaloszy koloru socjalistycznego - jest moja osoba.
Dziewczyna mówi do chłopaka:
- Ty!! popatrz tam ktoś leży!
Odwracam głowę, wyłączam aparat i uprzejmie mówię:
- dobry wieczór państwu.
Wtem słyszę wrzask przeraźliwy, wibrujący w uszach tonami wysokimi niczym hymn w interpretacji Edyty Górniak, tyle że z nutą przestrachu, obrzydzenia i... zawodu ?
- Jezus ! Maria !! - ON ŻYJE !!!!


Chwała niech będzie Twainowi za zwrot "spuśćmy zasłonę miłosierdzia na tę scenę"

Wednesday, December 11, 2013

Dębno - do następnego razu

Dębno, to jedna z tych miejscowości które zawsze mnie intrygowały - przecięte na pół drogą E4 faktycznie ma jakby dwie twarze - równinna od północy i pagórowata od południa.
Ja ciągle jeszcze jestem po tej pagórowatej, na południu, tak już zostanie, północną stronę Dębna zwiedzę dopiero w przyszłym sezonie. Tak samo jak zamek - napiszę o nim najpewniej przy okazji kolejnego turnieju rycerskiego o złoty warkocz Tarłówny. W tej chwili  nawet nie daję jego zdjęć, żeby nie psuć oczekiwania - a jest na co, bo to perełka.


 W drodze do "czwórki",
 Ileż ja się namajałem takich zabudowań, gdzieś na szlakach Pogórza i Beskidów. O najróżniejszym przeznaczeniu raz jako szopy na sprzęt,czasami spichrze lub stodoły, niekiedy obory lub owczarnie. 
Czasami spało się w nich, czasami opodal, czasami zbierało besztania od właścicieli lub gospodarzy (to nie zawsze te same osoby), gdy poprzedni "goście" zostawili po sobie chlew, czasami "obaliło" znim flaszkę (najczęściej w postaci jabola), którą przyniósł w celu zaakcentowania staropolskiej gościnności.


 
 Figura której niema...
Nie ma,poszła do renowacji,renowacja trwa.... musi, Być może w przyszłym sezonie będę miał okazje pokazać.

 Cmentarna neogotycka kaplica
Cmentarne neogotyckie kaplice, to ulubione miejsce amerykańskich tfurcuff horrorów - jest absolutnie pewne, że bohaterka (najczęściej piękna dziewica) wcześniej czy później będzie w takim miejscu szukała schronienia a znajdzie dalszy ciąg napastowania - No cóż ja ani piękny, ani dziewica, ani schronienia nie szukałem. Ot popatrzeć przyszedłem,tedy zapewne zmyliłem czujność złych mocy. 


 Niejako wtopiona w schody jest krypta do przechowywania zmarłych przed pogrzebem. Dziś chyba już nie używana, ale dawniej zapewne niezbędna. W otworze wentylacyjnym ktoś zostawił aluminiowy odlew Jezusa i różaniec. Nie wiem czy jako formę wotywną, czy raczej z braku stosowniejszego miejsca na odłożenie znalezionych przedmiotów, których wszak nie godzi się wyrzucać.

 Głóg dwuszyjkowy 


A to już wiejski staw.
Droga i przystanek są praktycznie tuż za moimi plecami. 
Żegnam to miejsce do następnego razu.




Friday, December 6, 2013

Św. Małgorzata w Dębnie

Znaczy nie tyle sama św. Małgorzata, która zapewne pojęcia bladego o Dębnie nie miała - choć jako katolik w świętych obcowanie oczywiście wierzę, to jednak spraw duchowych poruszać tu nie będę - jeno parafia i kościół pod jej wezwaniem.

Do kościoła docieram szlakiem jakubowym z Wojnicza i jest to chyba najsensowniejszy sposób dotarcia w to miejsce. Wszystkie dawne budowle powstawały z myślą o pątnikach, pielgrzymach i podróżnych ale... nigdy podróżujących samochodem - stąd takie a nie inne proporcje, ukształtowanie i usytuowanie, przybyszowi zapewniają chwilę zapierającego dech uniesienia - raz ze dotarł do celu, a dwa że akurat w tym miejscu nagle, jakby znikąd, pojawia się korpus świątyni, wieża, zadrzewienie, cały kompleks. Tego nigdy nie przeżyją jadący samochodem - wygodnie rozparci w fotelach - co i raz bombardowani w źrenice widokiem celu do którego zmierzają - sami odbierają sobie moment zachwytu, gdyż zdążą już nawyknąć nim jeszcze dobrze się przyjrzą - ich strata.


O właśnie o tym pisałem wyżej - ja robiąc to zdjęcie stałem jeszcze na skraju ledwie widocznej ścieżyny która prowadzi szlak jakubowy, zmęczony, z łbem przygiętym do ziemi, bo musiałem obserwować gdzie stawiam stopy - i nagle olśnienie - jestem, doszedłem!
Jak ktoś nigdy nie przeżył takiej bliskiej euforii radości, to... nie mamy o czym gadać. Znaczy mamy - niech się zgłosi do mnie, znajdziemy adekwatną trasę i obiekt, a potem pójdziemy


Wadą usytuowania kościoła jest to, że praktycznie nie daje szans na dobre obejmujące całość zdjęcie, więc muszę tak po kawałku. Południowa ściana świątyni. Dobrze widoczne kamienne mury, wokół gotyckich okiem ceglane (łatwiej było oprawić ramy okien, więc często uciekano się do tego chwytu). Przypory i kruchta.


Tablica upamiętniająca powstanie kościoła w latach 1470 - 1504, nad portalem schodkowym herb Odrowąż - no wiadomo kościoły fundowało się na chwałę Pana i ... tak ciut na własną ;-)


Kościół sytuowany jest na osi wschód zachód - na wschód prezbiterium, na zachód wieża. wieża też kamienna, choć od drugiej kondygnacji drewniana i kryta gontem - szczerze mówiąc nie mam bladego pojęcia czemu budowniczy wybrali akurat taki wariant - czy chodziło o ciężar całości, czy o finanse... nie wiem.


Wnętrza kryte płaskim stropem proste, choć stosunkowo bogato zdobione - ściany tynkowane
 - tu ciekawostka - w wielu kościołach regionu, pod tynkiem odnaleziono niejednokrotnie świetnie zachowane stare polichromie,obecnie trwają prace konserwatorskie mające na celu z jednej strony uwidocznienie tych zabytków, a z drugiej uchronienie ich przed zniszczeniem. Nie wiem czy pod tym tynkiem  kryją się arcydzieła, czy tylko malunki,czy wreszcie gołe ściany, póki co nikt tego nie wie - sprawa powinna się wyjaśnić przy okazji kolejnego remontu - ale to też nie takie proste - samo dostrzeżenie śladów polichromii z przed wieków, nie znaczy jeszcze że znajdzie się instytucja lub sponsor gotowi wyłożyć spore pieniądze na ich przywrócenie.

Nad belką tęczową barokowy krucyfiks.
z oryginalnego ołtarza zachowała się jedynie środkowa część- obecnie przechowywana w Muzeum Narodowym w Krakowie (a powinna w Tarnowie w Muzeum Diecezjalnym - no ale kto by się opinią zwykłego łazika przejmował).
Na ołtarzu Trójca Święta (środek)i grupy śpiewajacych anioóów (boki)oczywiście jest też sam fundator: Jakub (choć pewnie pisał się Jakób) Szczekocki z żoną Barbarą i ... dziesięciorgiem dzieci.



Na ścianach polichromie - niestety współczesne (znaczy ledwie półwieku mające) - wykonane przez konserwatora i malarza Józefa Dutkiewicza w 1957 roku. Przedstawiają sceny Pasyjne, epizody z życia św. Małgorzaty a także biblijnych proroków - zaiste nawet Michał Anioł miał mniejszy rozrzut w dobieraniu tematyki ;-).

A co potem?
A potem to z potem na plecach wytężony marsz w dół, do "czwórki" na busa, żeby do pracy zdążyć.
Po drodze jeszcze tylko kaplica cmentarna w pobliżu - ale to następnym razem.