Wednesday, March 27, 2013

Wielkanoc

Alleluja!!!
 
Nie umiem składać życzeń, nie lubię składać życzeń i prawdę powiedziawszy nie chcę składać życzeń.
 
Alleluja
 Jezus żyje
Niech to starczy za wszystko




 
 
ps. kolega z pracy ubrał w domu choinkę i postawił pod nią zajączki...twierdzi że to najbardziej adekwatna forma wystroju świątecznego...

Wednesday, March 13, 2013

Płaskorzeźba której nie zobaczycie... raczej

Lubie płaskorzeźby bo....sam je wiem czemu, ale wolę obrazy płaskorzeźbione niż pełno przestrzenne, to chyba kwestia formy która wpływa na przesłanie. Płaskorzeźba to coś pośredniego pomiędzy obrazem, ikoną a rzeźbą pełną. Jeśli za robotę bierze się osoba naprawdę utalentowana, to wykorzysta pozorne ograniczenia  formy, by ubogacić nimi treść. Przynajmniej ja tak to widzę - pewnie ludzie zajmujący się sztuką ujęli by to znacznie sensowniej.

W każdym razie lubię płaskorzeźby.
Ta która teraz przedstawię wybitnym dziełem sztuki... nie jest. Raczej wygląda na gonitwę za artystycznymi trendami lat 70 - kiedy to  było w modzie otaczać się płaskorzeźbami, ikonami, drzeworytnictwem tak jak teraz w modzie są elektroniczne gadżety (osobiści powiem że wolałem modę tamtych czasów).

Jej cechą szczególną jest...niedostępność!
Po prostu tam gdzie jest, nie sposób wejść - nawet nie wiem kto ma klucze - chyba ktoś w magistracie.

Prawdopodobnie to dawne pomieszczenia sklepowe - właściciel pewnie mieszkał na górze, a wchodził do sklepu od frontu, tak jak klienci, wejście do domu znajduje się w bocznej ścianie, tuż obok latarni w przesmyku. Tam też bywałem, gdyż znajdowało się tam schronisko PTTK (czy jeszcze się znajduje... szczerze mówiąc nie wiem - coś jest ale jak to wygląda w tej chwili... zabijcie mnie, nie wiem).
Ale mniejsza o resztę domu.
W dawnych PRLowskich czasach te pożydowskie kamieniczki przeznaczono na lokale komunalne. Jednych w nagrodę innych za karę jeszcze innych z głupoty osadzając w obrębie dawnych murów miejskich.
I tak znalazł się ktoś kto tu zamieszkał. Akurat nie był to Cygan - bo ich osadzano w kamieniczkach położonych naprzeciwko na zdjęciu niewidocznych - (co było skrajnym gomułkowskim idiotyzmem, bo z jednej strony unieszczęśliwiono kilka pokoleń ludzi, a z drugiej doprowadzono do dewastacji zabytkowych cennych wielce budynków) - a może był? kto wie?
W każdym razie - warunki do życia kiepskie - wewnątrz dwie klitki, jedno okno, mikroskopijny kibelek... dla kawalera i artysty - będzie - dla kogoś z rodziną, udręka. W każdym razie od lat lokal stoi pusty, a miasto od czasu do czasu instaluje tu na krótki czas tego dla kogo nie dysponuje niczym lepszym.
I tak  i ja tu trafiłem...

 Przez kilka lat, był to lokal dla Związku Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego - a w tym związku bardzo aktywnie dział dziadek mojej zony wiec de facto mój dziadek. Nielicha osoba - osiem lat w celi śmierci...(jak słyszałem gdy Jakubowska pierdzieli o "gehennie" Oleksego - to miałem szczerą chęć trzasnąć babsztyla w pysk).

Ponieważ to już ludzie starsi, więc potrzebna była pomoc i tak tam trafiłem...
Podczas przeprowadzki (stąd te dodatkowe elementy zdobnicze)

 A płaskorzeźba? - Niech wypowie się ktoś lepiej obeznany, mi się podoba, a Wam muszą wystarczyć zdjęcia - no chyba że miasto uzna iż lokal trzeba oddać komuś innemu (związek znalazł już inną, suchą i ciepłą siedzibę)  a on znów uzna że warto płaskorzeźbą się pochwalić...


Friday, March 8, 2013

Rower w wodzie

Ot taki głupi post o... głupocie.
Zdjęcie jeszcze z wiosny zeszłego roku, zapodziały się, dziś znalazłem, szukając materiałów do posta o płaskorzeźbach w Tarnowie (następnym razem).

Czym się różni uprawianie sportów ekstremalnych od głupoty... niczym prócz zabezpieczenia.
Tymczasem banda gówniarzy postanowiła sobie urządzić ekstremalne skoki przez Strusinkę (Strusinka, to coś pośredniego pomiędzy rowem melioracyjnym, potoczkiem a ściekiem - aczkolwiek ścieku już w nim coraz mniej). Ciek ma wszystkiego jakieś półtora metra szerokości -  banał dla dobrze rozpędzonego roweru, problem w tym że ma koronę rozmiękczoną, ilastą i bez żadnej rampy z której można by skoczyć.
Efekt widać na zdjęciach - chłopaka który tym rowerem jechał za to nie było widać przez kilka tygodni - pewnie lizał rany.



Rower wyciągnąłem posługując się prymitywnym bosakiem z opadłej lipowej gałęzi, której odłamałem boczną gałązkę uzyskując coś na kształt haka.
Widełki były pęknięte i wygięte koło przemieściło się dobre dwadzieścia centymetrów do tyłu - stawiam że chłopak miał żebra co najmniej pokiereszowane, choć jak miał fart to może udało mu się uniknąć złamań.

Wieczorem już roweru nie było. Mam nadzieję ze nie trafił na złom,trochę go zresztą żałowałem,bo mam w planach pospawać ze sobą dwa(jednego zdekompletowanego już mam) i zrobić tandem dla mnie i Marzeny, bo Ją samą na rower strasznie trudno wsadzić.

To tyle w temacie głupoty - jeśli ktoś myśli że to tak na marginesie tragedii na Broad Peak to BARDZO się myli!!! Maciej Berbeka 
i Tomasz Kowalski pokazali klasę, wygrali płacąc za to najwyższą cenę; dramat ale nie głupota - jak sugerują niektóre komentarze.