Wednesday, September 30, 2015

Z Piotrem na Jamnej

O Jamnej pisałem kilka razy, nie ma sensu i tym, na pewno jeszcze wrócę, bo to miejsce urokliwe i magiczne.

Piotr jest kolegą z pracy, tak jak ja zmianowcem z całym dobrodziejstwem inwentarza. czyli że pracuje wtedy gdy inni mają wolne i ma wolne wtedy gdy inni idą do pracy, niby nic nadzwyczajnego ale ja się chce wybrać gdzieś w góry czy na szlak z ekipą, to zazwyczaj jest tak że ekipa czeka na weekend a zmianowcy dobijaj ą się wtedy u swoich przełożonych o wolne. Z tego tytułu zarzuciłem moje wcześniejsze wyprawy z grupami PTTKowskimi. Zwyczajnie brakowało mi na nie czasu, za to miałem czas na wyjścia indywidualne.

Z Piotrem tego problemu nie ma, ma wolne wtedy kiedy i ja, jest zresztą jeszcze jeden chłopak, który też myśli  żeby się do nas przyłączyć, a razem to już można planować znacznie ciekawsze i dalsze wyprawy.

Ta w każdym razie była pierwsza, ot taka na próbę, będzie nam się razem dobrze wędrowało czy nie, bo nie zawsze musi być dobrze, czasem charaktery się nie zgrają, czasem temperament, lub upodobania, albo tylko poczucie humoru i zamiast ekipy mamy dwie różne osoby wędrujące szlakiem w tym samym kierunku.

Tym razem wszystko OK. Dobry kumpel z pracy, okazał się świetnym towarzyszem na szlaku.

Założenia są proste, Jamna, potem zejście na Bukowiec, "liźnięcie" jaskiń i niebieskim szlakiem do okoła masywu powrót na szczyt.

 Bukowiec - pierwsza dziura, kiedyś to była jaskinia, ale ziemia się osunęła i zostało tylko poglądowe pojęcie o niej, za to bardzo wiele mówiące o tym jak jaskinie w piaskowcu ciężkowickim powstawały i jak wyglądają. Bo rzecz jasna są całkiem odmienne od jaskiń w wapieniach.

 Erozja odsłoniła potężne bloki skalne, które spękały a następnie utworzyły puste przestrzenie pomiędzy sobą, na to wszystko przyszły wiatry,  roślinność i szczeliny zostały do jakiegoś poziomu zasypane, wewnątrz pozostały puste przestrzenie... jaskinie piaskowcowe.

 Ten klif to oczywiście ściema, zdjęcie zostało wykadrowane.

Wejście do jaskini, nie jest opisane, trzeba znać teren albo... iść ze mną ;-)


Dla Piotra to pierwszy pobyt na Jamnej, dla mnie sam już nie wiem który. Dlatego to jemu przypada w udziale eksploracja jaskini.

I tyle zeń zostało.
Wnętrze jaskini jest zabezpieczone przed wtargnięciem... człowieka. Chodzi o zabezpieczenie miejsc zimowania nietoperzy (co najmniej kilka gatunków w tym część bardzo chronionych).

Studnia wejściowa jest tak zwężona by człowiek nie mógł tam swobodnie operować.

Miejscami wykonano zbrojenia stalowe, nie jest to oczywiście zabezpieczenie niemożliwe do sforsowania, ale... no właśnie buraka powstrzyma, a ci którzy są na tyle inteligentni by sobie z zabezpieczeniem poradzić... na pewno nie naruszą tej ostoi błoniastoskrzydłych. Dla zainteresowanych dodam że latem nietoperze nocują na strychu kościoła w Bukowcu, jak kto lubi, to może wieczorem podejść lub podjechać i w ciszy oczekiwać na ich wylot.
 
Trasa okrężna, w jednym miejscu znaczniki szlaku znikają na ponad 1,5 kilometra! Znam trasę, ale i tak nieco błądzimy.
A takie kierunkowskazy to ja rozumiem.

CHŁÓD... w normalnych warunkach tego "wodospadu" praktycznie nie widać, bo woda przelewa się ponad nim, ale przy tegorocznej suszy, nikła strużka ściekająca po kamieniach wygląda jak prawdziwy wodospad... no prawe że kanioning nam tu wyszedł ;-)

O i grzyby są ;-) ... małe jest piękne (wiem coś o tym, mam maleńką żonę) ale mało jest śmieszne, bo co z tymi dwoma grzybkami robić?

Pokazuję Piotrowi bacówkę na Jamnej, ale...

Idziemy do Chaty Włóczykija, miejsca które odziedziczyło klimat i... gospodarza tego miejsca.
Ps. zacieki z potu sa autentyczne, wedrujemy w upalne tegoroczne lato - jest 34 stopnie!
Ja wypiłem dwie 1.5 litrowe butle mineralnej, Piotr jedną i ... trzy piwa... może sobie pozwolić, ja prowadzę, na następny wyjazd prowadził będzie on ;-) 

Friday, September 18, 2015

Spławić się na sankach do pracy

Nie nie zwariowałem z upału... zaraz ten tytuł wytłumaczę.

Na wstępie przepraszam za długa niebytność. No tak to w życiu bywa.
Jak nie wyjazd, to rajd a jak nie rajd to młody siedzi na kompie i tłucze w Ligę of  Legend, Do tego dwa tygodnie na Mazurach (ależ mam materiału... zarzucę nim Was) a potem... odrabianie zaległości domowych. Pięć kubików konarówki od sąsiada, dwa kubiki drewna rozbiórkowego od rodziny z działki rekreacyjnej, teraz to wszystko potnij, porąb, wymłóć maczetą, żeby się jako tako dało poukładać w drewutni i piwnicy.
A w międzyczasie przecież nie siedziałem tylko jak była okazja to myk na szlak.

A teraz to rzeczy.
Spławić się - czyli spłynąć, dostać się skądś gdzieś wykorzystując prąd wody czyli grawitacyjne przemieszczanie się cieczy z miejsca położonego wyżej do miejsca położonego niżej...

Na sankach - swego czasu sieć Biedronka wrzuciła do sprzedaży serię nadmuchiwanych sanek, miały różny kształt, kółek, skuterów śnieżnych, jakiś poduch itp. Ich zaletą była cena (niska) i odporność spodu na wycieranie (stosunkowo wysoka). Rzecz jasna jak się coś napompuje powietrzem to to coś ma tendencję do unoszenia się na wodzie. A jak coś się unosi to... no można na tym popływać (nawet jeśli instrukcja surowo zabrania tegoż). 

Do pracy - a czemu nie?  Mógł bym co prawda spłynąć do Tarnowa z miejscowości położonej wyżej, ale spływ do pracy ma ten urok że zawsze potem łatwiej się wysuszyć, zadbać o sprzęt itp. 

Zatem skoro już wszystko jasne...


Przygotowanie sprzętu...
hmmm "sprzętu" (umowność jest tu najważniejsza)
Tak wiem - głupio to wygląda, ale jak bym miał dmuchany ponton czy kajak to było by fajnie. Lecz nie mam...
"tsa se radić"
powiedział Baca poczem zawiązał se kierpca glistom



Spławność sprzętu jest mizerna. Siedzę tyłkiem w wodzie, bo ledwie mnie wypiera, z plecakiem owiniętym w worek (żeby mi elektronika i papiery w nim nie zmokły), nogi mam wyciągnięte do przodu i ogólnie wygląda to komicznie. 


Opowieść o tym jak wylądowałem pod mostem... w sumie to nie lądowałem ale spławiłem się dalej 

Aż dotarłem do miejsca, gdzie już musiałem wyjść na brzeg - zdecydowanie wcześniej niż chciałem, ale szla burza, Zerwał się północny wiatr i... cofało mnie szybciej niż płynąłem do przodu, z racji że nie miałem wioseł (bo niby jak?), a spływem kierowałem jedynie za pomocą tyczki, nie byłem w stanie pokonać wiatru. Dobiłem więc do brzegu, wypompowałem sanki i w mokrych ciuchach podreptałem wałem. 
Jak wiadomo, lato tego roku było upalne, po piętnastu minutach byłem suchy, po kolejnych pięciu znów mokry... ale za to w pracy klima hula na full i znów miałem komfort termiczny taki jak na nurtach Białej.


Podsumowanie - 5 kilometrów spławu w ciągu 2 godzin... nie rewelacyjny rezultat ale Biała Tarnowska to leniwa rzeka jest, choć do górskich zaliczana.
Zaobserwowane: jeden żuraw, trzy zimorodki, gniazda kaczek.
Osiągnięcia: chyba byłem pierwszy który coś takiego zrobił
satysfakcja: wysoka, utwierdzenie kolegów z pracy że pracują z wariatem było bezcenne ;-)