Tegoroczny pobyt na Słowacji to zaledwie jeden dzień, nic wielkiego, zatem i zdjęć za wiele nie ma.
Wracamy do Polski powoli zaczyna się zmierzchać, nie żeby panikować, ale zbyt wiele czasu na zwiedzanie już nie ma.
Z Bardejova odbijamy na zachód (oznakowanie równie beznadziejne jak w większości polskich miast - ale z racji tego że człowiek przyzwyczajony, to sobie radzimy), w kierunku na Stara Lubovna i jedziemy do ... Tarnova!
A propos - w necie często spotykam jakieś kretyńskie spolszczenie S.Lubovna na - "S.Lubowla" - nie mam pojęcia skąd się to wzięło? Ale podejrzewam iż miejsce to jest pod czułą opieka proktologów...
No ale do Starej Lubomirskiej się nie wybieramy - przy okazji wyszło na jaw (choć byłem pewien że jest), że nie ma jej u mnie na blogu... ale wtopa - odkopać muszę zdjęcia z archiwum to i wpis o tym zacnym miejscu zrobię...
Wracając do głównego wątku...
Tak w ogóle to wybaczcie maniakalny dygresjonizm, ale jak skorupka w młodości Potockim nasiąkła, to na starość ... trąci (wolę nie wąchać czym).
No więc skoro już wracamy - na pięknej Słowacji nie ma poboczy, są za to setki krzyży, kapliczek, tablic, pomniczków ... wszystkie mijane w pędzie... Gdyby to jeszcze było tak że władze Słowackie chcą w ten sposób promować turystykę rowerowa... ale gdzieżby - szlaków rowerowych jest tam sporo, ale akurat nie tam gdzie są te krzyże, kapliczki i pomniczki...
Jednocześnie zauważyłem, iż Słowacy nauczyli się jeździć od Polaków
(to nie jest komplement dla żadnej ze stron!!!) i teraz także rowerzyści poruszający się po szlakach "przelotowych, pomiędzy większymi miastami na Słowacji maja mocno... przegwizdane.
Parkujemy byle gdzie - byle zakazu nie było, i piechotą "śmigamy" - na asfalcie idzie się dobrze, ale stale ktoś "daje po klaksonie" bo się mu we łbie nie mieści że oto widzi pieszego! Za to pół metra obok - to już rowy zasypane śniegiem, i zapadamy się po kolana...
Nic to - wyszliśmy to i dojdziemy do... Tarnova!!!!
Bo wszak nie ma jak w Tarnovie!
Prawie jak w domu ;-)))
Potem mijamy Zborow i tu próbuje dojechać do ruin zamku, niestety - tam gdzie byśmy mogli ewentualnie samochód zostawić jest mnóstwo śniegu i trwają prace przy mygle - kilka ryczacych sztuk całkiem ciężkiego sprzętu leśnego zniechęca - miny pracowników wyraźnie sugerują... "na własne ryzyko"... do tego ponad kilometr szlaku pieszego w kopnym śniegu - a moje dwa M dosyć zmarznięte już i .. głodne! No bez jaj, dopiero co w Bardejovie pochłonęli pizze za całe 3 ojro!! A teraz w samochodzie planują czy po powrocie gorący rosołek czy może jakaś inna zupka w brykiecie...
Odpuszczam - choć zimą tam jeszcze nie byłem i trochę żal...
Tuż przed granicą Becherov
Herb Becherova - Z jednej i z drugiej strony miasteczka były piękne przy drogach, ale ni jak nie było gdzie stanąć - pobrać więc musiałem ze strony obecbecherov
Świetne nawiązuje do tradycji łemkowskich kamieniarzy z miejscowego piaskowca zgrabnie ciosających osełki, kamienie młyńskie, czy krzyże przydrożne.
Ale o tym więcej poczytacie na zaprzyjaźnionych blogach "Magurskich wyprawach" Kasi i Kamila, oraz "Łemkowynie na Beskidzie Niskim" Juliana. Z całego serca polecam - bo to rzeczowe i sprawnie napisane teksty na w sumie bardzo mało znany temat.
Ja zatrzymuję się przy cerkiewce.
Jak by kto pytał.... tak duchowość grekokatolicka jest mi bardzo bliska.
Odgrzebany wjazd do przycerkiewnego cmentarza - akurat w sam raz żeby tam wetknąć zadek naszego francowatego auta i wyskoczyć na zrobienie kilku zdjęć - M&M deliberują nad czym czy gorąca herbata zwykła czy może owocowa...
Ciekawe czy ci ludzie czyli się tu "nie w swoim kraju", nim przyszła wojna i nie boleśnie nie uzmysłowiła im że współczesna Europa nie będzie tolerowała żadnych fanaberii i albo jesteś z nami albo przeciw nam?!
Ps - w Becherovie o Łemkach pamiętają - Nie mieli wprawdzie jak my w Polsce komunistycznej czystki etnicznej czyli "Akcji Wisła" ale... no właśnie.
I to już koniec - dwa kilometry dalej mijamy granicę -
"Panie bez przesady!!! tu nie wolno fotografować!!!"
Następna relacja - Konieczna i Zdynia.
Do zobaczenia na szlaku.