Friday, March 31, 2017

Co jest fajnego w takim chodzeniu?

Co jest fajnego w takim chodzeniu? Zapytał Wojciech w komentarzu poprzednim poście. Ba nie On jeden, często się spotykam z takimi pytaniami i... no właśnie.

To jest jak ze św. Augustynem i pytaniem o czas; gdy go nikt nie pytał wiedział świetnie co to jest czas, ale gdy go zapytano wtedy wytłumaczyć nie umiał.

Za strona http://www.augustinus.it/iconografia/index.htm



Sam też wytłumaczyć tego nie umiem.
Ani czym jest czas ani co fajnego jest w wędrowce. 
Mogę tylko napisać, o swoich spostrzeżeniach:  

Na pewno warto podnieść kilka:
- Po pierwsze wędrówka to atawizm, atawizm stary, odziedziczony jeszcze po naszych przodkach łowcach zbieraczach, tkwiący głęboko w naszych helisach wewnętrzny przymus by iść "zobaczyć co jest za tą górką? ..." 
- Wnikliwsze, dokładniejsze poznawanie świata - idę wolno, dostrzegam tysiące rzeczy, mogę wejść wszędzie (prawie), zobaczyć wszystko, dotknąć, powąchać po prostu BYĆ, (spokojnie! nie dotykam i nie wącham napotkanych kobiet;-) )
- Marsze pozwalają zachować sprawność ciała i umysłu, to świetna forma rekreacji (choć dla  mnie to najmniej istotna kwestia) 
- Piesze rajdy to także przygody, zdarzenia niekiedy zabawne, czasem dramatyczne, osobliwe lub zgoła dziwaczne. 
- Wreszcie to okazja by spotkać innych ludzi, czy to wędrujących na szlaku, czy przy szlaku mieszkających, bądź całkiem przypadkowo, znajdujących się dokładnie na naszej drodze.
- Jest to także okazja by sprawdzić samego siebie, jak długo, ile wytrzymam, czy dam radę?
- Można zaimponować znajomym... (choć raczej bym nie liczył na  "podryw") 



Wędrówka to także mistyka -  nie podejmuję się opisać tejże, bo chyba tylko ludzie z silną schizofrenią są w stanie przelać na papier (czy to słowami, czy pędzlem) swoje doznania mistyczne. Ale ta mistyka jest! Chyba najfajniej, najładniej i w popularny, możliwy do przyjęcia przez każdego, sposób pokazał to Piotr Rubik w swoim teledysku. 


Serdecznie zapraszam do obejrzenia.  

Tak myśląc o wędrówkach, powróciła mi do pamięci przygoda sprzed lat... dziesięcioleci. 
To było w Magurach, już nie pamiętam dokładnie ale chyba na Wątkowskiej od południowego wschodu, mniejsza. 
Byłem wtedy piękny i młody (dziś została tylko uroda), z nami wędrował pewien starszy człowiek, dla nas wtedy staruszek... był z koła emerytów, ale niezwykle sprawny, z kondycją i świetnie przygotowany - rzecz jasna pełny oldskul, od butów poczynając, poprzez ubranie, a na plecaku i menażkach kończąc - wygraną w konkursie; "mister schroniska 1950" miał by pewną. Ponieważ wysforowaliśmy się znacznie przed resztę, padło hasło - siadamy, wypijemy herbatę, zapalimy, pogadamy. I tak się stało. (wtedy jeszcze Minister Choroby Narodowej nie terroryzował palaczy wizją agonii z płucami wyplutymi na dywan - więc można było palić z czystym sumieniem i przyjemnością) 
Poczęstował nas herbatą, my jego papierosem, od słowa do słowa - wzięło go na zwierzenia.

Opowiadał o różnych szlakach, o tym jak wędrował jeszcze przed II Wojną, jak szukał całkiem świeżych śladów I Wojny. Jak bardzo wiele miejsc się zmieniło, napomknął o Kurierach  Karpackich a potem tak już całkiem, sam do siebie zaczął wspominać, pewną wędrówkę, gdy sam był bardzo młodym człowiekiem, idąc wieczorem zaglądnął ze ścieżki w okno domu a tam pewna dziewczyna akurat myła się w miednicy (dla niewtajemniczonych młodych głów - wtedy nie było, wanien ani pryszniców - wodę nosiło się ze studni, grzało na piecu a ciało myło miękką szmatką z małą ilością mydła, bo trudno było je z siebie spłukać) - czy to zwabiona jego, wbitym w nią, wzrokiem, czy z innych powodów podniosła się a on zobaczył "najpiękniejsze piersi, tak piękne, że potem już nigdy piękniejszych nie widział", spojrzała mu w oczy, a on... uciekł speszony - potem jeszcze wielokroć plątał się po okolicy ale nigdy więcej już coś takiego go nie spotkało. Starszy mężczyzna zamilkł i zaczął pakować termos skrzętnie wycierając kubek chusteczką. 

Wiele razy potem myślałem o tej opowieści - wpierw dostrzegając w niej jeno erotyczny dreszczyk, potem głębszy sens a teraz mam już pewność - w niej była tęsknota i to ta tęsknota chyba napędzała go do działania. 


On sam już jest na niebiańskim szlaku, ale żyją jego dzieci dlatego nie przybliżę sylwetki - musicie uwierzyć na słowo - osiągnięcia tego człowieka były naprawdę imponujące... czy przewędrował całą Europę (i nie tylko) marząc i tęskniąc do tej dziewczyny i jej piersi? Nie wiem, ale to możliwe. 
ps. drogie panie, przemyślcie tę opowieść, odrzucając fałszywy wstyd możecie stać się inspiracją dla naprawdę niebanalnych ludzi!

 Więc co jest fajnego w takich wędrówkach? Nie wiem...

 
 Ale warto wędrować, choćby tylko po to by samemu poszukać odpowiedzi na to pytanie.
 

Saturday, March 18, 2017

Z wieży do Diabła...

Krótki wypad na Pogórze - to już pogranicze Pogórza i Beskidu Niskiego, stąd Góra Chełm opodal Grybowa widoczna jest jak na dłoni... jeśli oczywiście jest widoczna - choć w zasadzie widoczna jest zawsze tylko przejrzystość bywa mglista i po prostu świetnie widać że jej nie widać... ale to zobaczycie sami.

Drugi z punktów tego wypadu, to "Diable Boisko" - ciekawego kształtu wychodnia/ostaniec piaskowca ciężkowickiego. "Skamieniałe miasto" znają wszyscy, "Prządki" prawie wszyscy, kto nie słyszał o "Szczelińcu"? A kto zna "Diable Boisko"? No właśnie...




Zajeżdżamy do Pławnej - niestety nie pociągiem - choć to było by najfajniejsze, ale czas nie sługa i obowiązki są tak rozłożone (sprawiedliwie, Marzena zajmuje się swoimi a ja całą resztą) że muszę jeszcze zdążyć, zanieść do sądu jej sprawozdania, odebrać Miłosza ze szkoły, dać mu jeść i iść na drugą zmianę do pracy. Nie ma szans przy wykorzystaniu oferty PKP. Pozostaje samochód.
PŁAWNA

 Parkuję przy stacji w Pławnej. Niestety nie ma tam znaczka "kolei galicyjskich" ale powinien być.
Kieruję się na żółty szlak, on zaprowadzi mnie na górę, co prawda nieco okrężna drogą ale przy okazji obejrzę też ciekawy eklektyczny kościół. 
Ale do tego... dojdziemy ;-)

 ludowa twórczość - dla mnie ciekawsza niż urzędowo/przetargowe za "unijną" kasę dzieła.
 Cel najwyższy...
po prostu w tej okolicy wyżej się już nie da ;-)
 Pogórzańskie krajobrazy.
Oczywiście nie było by gdyby szlak nie "zaszalał' w pewnym momencie zorientowałem się że jestem całkiem na czyimś podwórku (nie powiem ładnie utrzymanym) i w zasadzie wcale nie powinno mnie tu być! 
Trudno, możliwie dyskretnie przeciąłem pomiędzy huśtawką a sadzawką i byle szybciej pomknąłem do drogi.
To zacząłem szukać szlaku, który bez wątpienia powinien tędy prowadzić.

BRUŚNIK
 Znalazłem, ale całkiem w drugą stronę prowadzący... znalazłem też dom z ciekawie malowaną ścianą! 

A potem znalazłem szlak...

 i pliszka żółtego na drucie! 

 i świętego Floriana na remizie OSP w Bruśniku
i budynek gminny z biblioteką...

i eklektyczną bryłę kościoła pod wezwaniem
Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej
choć niektóre serwisy podają blednie "wniebowzięcia NMP" .

Ja zmierzam na Styrek, ale jak widać mam też opcje dłuższe... 

Tak poglądowo - osobiście jestem miłośnikiem nietoperzy i pamiętam jak niegdyś (stare dobre czasy) obserwowałem ich śmigania wkoło jedynej działającej na ośrodku latarni siedząc w namiocie w Tęgoborzu, czy w okolicach Dębicy... 

Już bez przesłaniających obraz drzew.
Bryła istotnie  eklektyczna. 
Mało jest u nas eklektycznych kościołów - jakoś chyba "nielicowały" fundatorom...

Rundka wkoło

Ołtarz polowy, nad miejscem spoczynku fundatorki obecnej świątyni
Elżbiety Fihauzerowej. 



Bryła neoromańska - wstawki z epok najróżniejszych - ot kwintesencja eklektyzmu. 




Wnętrze trójnawowe quasibazylikowe. 
Dwa witraże ponad stuletnie, reszta nowe. 
Ołtarze boczne starsze od tej świątyni, pochodzą z gotycko barokowego kościoła fundowanego/odnowionego przez Stanisława Rożenia, po tym jak jego przodek Piotr na zbór protestancki był go zamienił. 



Chwila modlitwy i ruszam dalej. 

ostatni rzut oka na sanktuarium.

I takie mam panoramy. 

Znana z map "lipa nad Falkowa" 
Charakterystyczny punkt krajobrazu widoczny z wielu miejsc Pogórza Ciężkowickiego.

Rozstaje...

Panorama na dolinę Białej... Biała niewidoczna - ale wierzcie na słowo - ona tam jest. 

Pierwszy podbiał tego roku!!!! 

I wreszcie jest wieża.

A z wieży widoki rozległe,

malownicze,

urozmaicone...

tylko przejrzystość mglista...

pierwszy "dziki" (bo nie domowy - domowe mają się u mnie nieźle) pająk.
Bokochód Xysticus sp. (jak mniemam)
Mrowisko - już się obudziły - acz niemrawo.

W pewnym momencie trzeba odbić na prawo za szlakowskazem - schodzę więc z niebieskiego i zaczynam marsz zielonym - on doprowadzi mnie do Diablego Boiska i z powrotem do Pławnej. 

Sporo oddaliłem się od ostatniego miejsca - i w sumie dobrze, bo wygwizdów niesamowity - tu w kotlince, zaciszniej. 

Początkowo szlak prowadzi przez młakę i ... szlag człowieka trafia bo błoto bryzga na wszystkie strony - potem jednak  wchodzę w las i jest już OK.

Lasek diorama ;-) 
Jak byłem dzieciakiem to szalenie lubiłem w takich miejscach bawić się żołnierzykami, ależ to były bitwy!...

A ten uroczy, w głębokim wąwozie płynący ruczaj to właśnie z młaki którą trzeba przejść aby dotrzeć do tego miejsca. Tak to już jest w życiu, czasem coś pięknego rodzi się w okolicznościach wilgotnych, chlupiących i grząskich ;-)

A to już inny potok, nieco większy ale tak samo wybijający ze zboczy Styrka.
Łączą się ciut poniżej tego miejsca, ale nie było skąd zrobić dobrego ujęcia - 
Więc jak chcecie zobaczyć to... kontakt ze mną i chętnie zaprowadzę. 

Pierwsze wychodnie, a kilka kroków dalej...

Tadaaaaammmm!!!!!! 

Niezwykle piękny zakątek.

Kiedyś to była jaskinia, pewnie niezbyt głęboka, bo piaskowcowa, gdzież im do jaskiń krasowych, wypłukanych przez penetrującą wodę na głębokość kilku tysięcy metrów i mających po kilkadziesiąt kilometrów długości.
 Te piaskowcowe mają góra kilka metrów głębokości i są wypłukiwane przez wody przepływające obok, lub erodują pod wpływem wiatru i mrozu. 
Ale czasami (rzadko) powstają takie twory, gdy jakieś twardsze  agregacje nasuwają się siłami górotworu na te bardziej miękkie i są w stanie przetrwać jeszcze kilka tysięcy lat po tym gdy tamte już rozmyły się w strumieniu entropii. 

Śpieszmy się podziwiać góry...
tak szybko erodują...

Borówka na pierwszym planie, Borówa na drugim... 
czułem że zrobi mi na złość, choć starannie wybrałem miejsce. 

Świetne miejsce na piknik, odpoczynek, małe ognisko z przyjaciółmi (choć lampion i kucheneczka gazowa były by w lesie jednak równie urokliwe, a zdecydowanie bezpieczniejsze.
 Można tu też zanocować, w śpiworach powinno być całkiem miło, lub pod pałatkami w lecie...

Jest też wylot jaskini studniowej - pewnie siedzą tam jeszcze nietoperze.
 
Rożnica poziomów sięga kilkunastu metrów.
Trzeba uważać łażąc po wychodni, ale to w końcu standard na szlaku. 
Niestety nic nie trwa wiecznie - muszę, już stamtąd się zbierać.
Jeszcze mam kilka rzeczy koniecznych do zrobienia, a potem do pracy.

PŁAWNA
Dolinka Pławnej

Krzyż jeszcze ZSLowski (Młodszym przypominam że ZSL to była taka "ludowa" przystawka do PZPR - po przepoczwarzeniu się komuny w IIIRP PSLowcy udają że właśnie odzyskali dziewictwo... 
Z drugiej strony na wsiach ZSL było bardzo silne i PZPR zwłaszcza po okresie stalinowskim już tam specjalnie nie wnikał, więc mogli sobie na wiele pozwolić a "doły" ZSLu były bardzo katolickie, patriotyczne i zgoła odległe od lewicowych hipostaz.
Tu mamy tego chwalebny przykład.
 
Na ścianie kaplicy w Pławnej ceramiczna prezentacja objawień z Fatimy.  

Na koniec coś co często widywałem z okien pociągu a do czego zbliżyć się nie miałem jak.
Nie! Nie chodzi o dróżniczkę ... ;-)  

O to właśnie chodzi - Projektanci tej trasy (za czasów AustroWęgier) pięknie wkomponowali wychodnię piaskowca stosując kamienne plomby (bałwan poszedł by na łatwiznę i dziury zalał betonem) w wystrój całego peronu. 


A to kolejna ciekawostka - niestety nie znam rozwiązania - duży piękny drewniany dom, stojący na dużej parceli... od lat opuszczony...
Jak by się trafił jako czytelnik ktoś znający jego historię to bardzo proszę o komentarz.

Do pracy jadę rowerem, dzięki Bogu za kondycję, bo to kolejne dziesięć kilometrów, gdyż na autobus bym nie zdążył.  

Do zobaczenia na szlaku
Maciej